wypadek mojego R. i bliski zawał serca....

Wiem, że znowu jakiś czas mnie tu nie było ale dużo się działo przez ostatnie  dni u nas. We wtorek kiedy szykowałam się na 14 do pracy mój narzeczony wpada do domu i oznajmia, że się przeciął i potrzebje pomocy. Ja sobie myśle a pewnie drobnostka małe skaleczenie jednak kiedy zobaczyłam jego ręke zakrwiawioną i ściekającą krew z jego dłoni to szybko zmieniłam zdanie :/ Oczywiście wpadłąm w lekką panikę i potrafię do tego się przyznać sama przed sobą. Zleciałam z mokrymi włosami i ubrana tylko w krótki rękawek i spodnie, buty do taty i poprosiłam aby nas wiózł do chirurga, bo R. poważnie się skaleczył. Tata uznał, że przesadzam i przybiegł na góre i jak to zobaczył to stwierdził jedziemy do chirurga. Założyliśmy prowizoryczny opatrunek i pojechaliśmy. Całe szczęście u chirurga były tylko dwie osoby i nie musieliśmy czekać długo w kolejne. Oczywiście po moim Skarbie nic nie było widać, wogóle się tym nie przejął albo może tylko zgrywał twardego? Ja aż cała się trzęsłam w środku. Chrirurg założył 6 szwów, dał dwa tygodnie zwolnienia i oczywiście zrobił zastrzyk przeciw tężcowi. Wczoraj R. był na zmianie opatrunku i wszystko pięknie się goi. Teraz ja będę jego pielęgniarką i codziennie będę mu zmieniać opatrunek i smarować maścią z antybiotykiem. Oczywiście pierwsze dwie noce po wypadku spałam na czuja ponieważ R. nie mógł spać na tej ręcę więc ja się budziłam i sprawdzałam gdzie on ma tą ręke.
Na mnie spadły wszystkie obowiązku w domu, no prawie wszystkie. Głównie te związane z wodą i obieraniem:) Jednak nie narzekam. Ciesze się , że to nic poważniejszego bo naprawdę się o niego bałam. Żebyście widzieli jak przed gabinetem u chirurga wydeptałam ścieżkę :P  R. sobie odpoczywa i wraa do zdrowia a u mnie zmiany w pracy ale nic wam nie napisze do póki nie będę pewna na sto procent.
Jutro walentynki ale my już z narzeczonym dzisiaj sobie świętujemy :P Ja mam wolny weekend więc się nacieszę nim i troszkę odpoczne.
Dalej ćwiczę, nie poddaje się tylko kurcze postanowienie aby rzucić słodycze runeło w gruzach wraz z tłustym czwartkiem ale od jutra zaczynam od nowa :) Nie poddam się :P

Komentarze

  1. Matko kochana, a czym on sie tak skaleczył straszliwie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a takim nożem wysuwanym potocznie zwanym do tapet :(

      Usuń
  2. Całe szczęście, że rana się goi prawidłowo. Wyobrażam sobie ileś się musiała nadenerwować, ale już teraz będzie tylko lepiej :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Uhhh juz sam opis jest starszny, wiec wyobrazam sobie jak to musialo byc na zywo... Twoj mezczyzna zachowal zimna krew ;) A i Ty sobie dobrze poradzilas.
    Niech sie szybko rana goi, a Ty troszcz sie w tym czasie o swojego narzeczonego!

    OdpowiedzUsuń
  4. straszne chwile, sama bym na zawał zeszła jakbym to widziała. Dobrze że Twój kochany potrafi się zachować w takich chwilach racjonalnie, bo my kobiety niestety szybko wpadamy w panike ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zmieniłam bloga, odezwij się do mnie, podeślę zaproszenie :)
    blogspot.kropka@gmail.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

:)

nowy początek...

zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany....