poważna rozmowa...
Nie wiem od czego zacząć tyle myśli w mojej głowie. Zacznę może od tego, że sytuacja jest już opanowana. Wczoraj z R. rozmawialiśmy dość długo na ten temat. Rozmowa przekształciła się w wylewanie żali i tego co mnie gnębi.
Dowiedziałam się wczoraj, że jego mama myśli, że ja go wykorzystuje i chodzi mi tylko o jego kasę. Jeszcze się dowiedziałam, że mało mnie znają i smutno jej z tego powodu a no i najważniejsze, że podobno specjalnie nie szukam pracy, bo wygodnie mi w domu siedzieć i nic nie robić. Kiedy to usłyszałam zrobiło mi się bardzo smutno, a łzy same leciały po policzkach...R. mnie uspokajał, że ona tak myśli, bo mnie mało zna i dlatego, ale to nie jest powód żeby wysuwać takie wnioski. Jak ja mam do nich chodzić jak ona ma o mnie takie zdanie? Przecież pewnie wiedziała, że R. mi wszystko powiem chociaż i tak trzymał to w tajemnicy przede mną jakieś 2 tygodnie. Nie chciał mnie martwić. Jak zaczęliśmy na ten temat rozmawiać to tama puściła, tama żali i tego co mnie denerwuje. Głównie chodzi mi o życie z wzjg i walka z anemią, która jest jak walka z wiatrakami. Ktoś może pomyśleć nie użalaj się na sobą, ale ja się nie użalam po prostu fakt, że nigdy nie będę zdrowa, że nie będę mogła zjeść i napić się pewnych rzeczy mnie wykańcza...Ten kto jest zdrowy tego nie zrozumie. Ja się boje cokolwiek jeść i nie mam apetytu, bo wiem, że to i tak nic nie da, bo może jedzenie się przyjąć albo nie i znowu wyląduje w wc. Jak tu się cieszyć z życia? Jeszcze ta anemia z którą walczę już pół roku i nic to nie daję. Tak się zastanawiam czy jest sens walczyć dalej? Brać leki i robić badania? Czy jest w tym sens? Co z tego, że znowu wezmę jakieś tam przepisane żelazo przez lekarza jak i tak okaże się, że nie pomogło, a wydam tylko pieniądze. Jednak wczoraj po rozmowie z R. postanowiłam, że powalczę. Jutro idę do lekarza rodzinnego po skierowanie na badania krwi: morfologia, żelazo i zrobię też tarczyce. Jak odbiorę wyniki i będą kiepskie to zmienię lekarkę na najlepszą jaka jest w przychodni i zobaczymy co ona powie. Jest jeszcze jedno wyjście, może powinnam iść do hematologa. Może on coś zrobi w tej kwestii. Przy mojej chorobie utrata wagi i anemia są bardzo częste niestety i jedyne co można zrobić to chyba brać jakieś suplementy diety no i dbać o dietę. Wiecie na co mam ochotę? Mam ochotę iść na imprezę całonocną potańczyć i się napić tak aby zapomnieć o tych wszystkich troskach i problemach.
Z innej beczki kolega mojego R. pracuje w pewnej firmie i może mi załatwić pracę. Dzisiaj albo jutro ma mi przynieść dokumenty do wypełnienia i zobaczymy co z tego będzie. Staram się być dobrej myśli.
Wypłakałam się wczoraj i to porządnie ale boje się, że mój mnie zostawi, że uwierzy mamie albo stwierdzi, że nie jestem mu potrzebna i mnie zostawi. Oczywiście R. pierwsze co powiedział, że gadam głupoty, że on mnie kocha i mnie nie zostawi, ale muszę się wziąć w garść zacząć bardziej się rozglądać za pracą, a na pewno się uda. Tylko jak on to powiedział nie mogę za dużo myśleć o tym wszystkim, bo przez to się denerwuje i stresuje a to nie jest dla mnie dobre. Rozpisałam się trochę ale musiałam to z siebie wyrzucić. Wszystko już jest pod kontrolą. Humor dopisuje tylko szkoda, że R. ma popołudniówki. Ja sobie znajdę zajęcie jakieś na pewno. Jutro jadę do urzędu pracy i pochodzę po jeleniej poskładam cv.
Dowiedziałam się wczoraj, że jego mama myśli, że ja go wykorzystuje i chodzi mi tylko o jego kasę. Jeszcze się dowiedziałam, że mało mnie znają i smutno jej z tego powodu a no i najważniejsze, że podobno specjalnie nie szukam pracy, bo wygodnie mi w domu siedzieć i nic nie robić. Kiedy to usłyszałam zrobiło mi się bardzo smutno, a łzy same leciały po policzkach...R. mnie uspokajał, że ona tak myśli, bo mnie mało zna i dlatego, ale to nie jest powód żeby wysuwać takie wnioski. Jak ja mam do nich chodzić jak ona ma o mnie takie zdanie? Przecież pewnie wiedziała, że R. mi wszystko powiem chociaż i tak trzymał to w tajemnicy przede mną jakieś 2 tygodnie. Nie chciał mnie martwić. Jak zaczęliśmy na ten temat rozmawiać to tama puściła, tama żali i tego co mnie denerwuje. Głównie chodzi mi o życie z wzjg i walka z anemią, która jest jak walka z wiatrakami. Ktoś może pomyśleć nie użalaj się na sobą, ale ja się nie użalam po prostu fakt, że nigdy nie będę zdrowa, że nie będę mogła zjeść i napić się pewnych rzeczy mnie wykańcza...Ten kto jest zdrowy tego nie zrozumie. Ja się boje cokolwiek jeść i nie mam apetytu, bo wiem, że to i tak nic nie da, bo może jedzenie się przyjąć albo nie i znowu wyląduje w wc. Jak tu się cieszyć z życia? Jeszcze ta anemia z którą walczę już pół roku i nic to nie daję. Tak się zastanawiam czy jest sens walczyć dalej? Brać leki i robić badania? Czy jest w tym sens? Co z tego, że znowu wezmę jakieś tam przepisane żelazo przez lekarza jak i tak okaże się, że nie pomogło, a wydam tylko pieniądze. Jednak wczoraj po rozmowie z R. postanowiłam, że powalczę. Jutro idę do lekarza rodzinnego po skierowanie na badania krwi: morfologia, żelazo i zrobię też tarczyce. Jak odbiorę wyniki i będą kiepskie to zmienię lekarkę na najlepszą jaka jest w przychodni i zobaczymy co ona powie. Jest jeszcze jedno wyjście, może powinnam iść do hematologa. Może on coś zrobi w tej kwestii. Przy mojej chorobie utrata wagi i anemia są bardzo częste niestety i jedyne co można zrobić to chyba brać jakieś suplementy diety no i dbać o dietę. Wiecie na co mam ochotę? Mam ochotę iść na imprezę całonocną potańczyć i się napić tak aby zapomnieć o tych wszystkich troskach i problemach.
Z innej beczki kolega mojego R. pracuje w pewnej firmie i może mi załatwić pracę. Dzisiaj albo jutro ma mi przynieść dokumenty do wypełnienia i zobaczymy co z tego będzie. Staram się być dobrej myśli.
Wypłakałam się wczoraj i to porządnie ale boje się, że mój mnie zostawi, że uwierzy mamie albo stwierdzi, że nie jestem mu potrzebna i mnie zostawi. Oczywiście R. pierwsze co powiedział, że gadam głupoty, że on mnie kocha i mnie nie zostawi, ale muszę się wziąć w garść zacząć bardziej się rozglądać za pracą, a na pewno się uda. Tylko jak on to powiedział nie mogę za dużo myśleć o tym wszystkim, bo przez to się denerwuje i stresuje a to nie jest dla mnie dobre. Rozpisałam się trochę ale musiałam to z siebie wyrzucić. Wszystko już jest pod kontrolą. Humor dopisuje tylko szkoda, że R. ma popołudniówki. Ja sobie znajdę zajęcie jakieś na pewno. Jutro jadę do urzędu pracy i pochodzę po jeleniej poskładam cv.
Teściowa... temat rzeka... miałam podobne przeboje, ale się nie poddałam, choć wylewałam morze łez nie raz...
OdpowiedzUsuńNajważniejsze to, że R. stoi po Twojej stronie, że masz w Nim oparcie:* Będzie dobrze:)
Tak temat rzeka ale wcześniej takich rzeczy o mnie nie mówiła... Jednak staram się nie przejmowac
UsuńNiech sobie inni myślą i mówią co chcą, ważne, że Twój facet Cię zna i stoi za Tobą murem :*
OdpowiedzUsuńtak kochana to jest najważniejsze:D
UsuńDobrze, ze pogadaliscie. Najwazniejsza jest dobra atmosfera miedzy Wami. A Tesciowa... no coz rozne bywaja.
OdpowiedzUsuńtak...teraz po tej rozmowie atmosfera jest o wiele lepsza:D
UsuńKurde, z tą pracą to naprawde paskudne sprawy a najgorzej jak ktoś Cie oskarża ze nie suzkasz bo Ci sie nie chce..
OdpowiedzUsuńdokładnie...
UsuńNajważniejsze, że Wy się dogadujecie i oboje wiecie jak jest w rzeczywistości, no i że się wspieracie :) ta sytuacja pokazała, że Twój R. stoi za Tobą murem :)
OdpowiedzUsuńTeściowa głupio chlapnęła językiem... Może gdyby lepiej Cię znała wiedziałaby, jak jest naprawdę? Pewnie teraz ciężko będzie Ci się wobec niej przełamać, ale może warto byłoby odwiedzać rodziców R. częściej? Chociażby po to, żeby wiedzieli, jaka jesteś i że nie pieniądze są dla Ciebie najważniejsze :)
Trzymam kciuki za pracę, musi się w końcu udać! :)
Tak masz rację dlatego postanowiłam częściej ich odwiedzać może to coś zmieni :D
UsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńCzyli dobrze odebrałem wpis u mnie :) Och ci ludzie, juz tacy są. kiedyś miałem podobnie, ale to moja matka była wobec żony taka i w sumie,jest do tej pory, więc się nie przejmój, a raczej przyzwyczaj. Odebrałaś kochanego synusia, to teraz wiesz jak to jest. Żadna nie jest dobra dla kochanego synka ;)
On nie może ukrywać przed Toba takich rzeczy, gdyż tłamsząc je w sobie, może z czasem dojść do przekonania, że to, co mówią inni, jest prawdą, choć nia nie jest.
Bo kłamstwa, powtarzane wiele razy, nabierają znamion prawdy i ludzie potrafią w takie kłamstwa uwierzyć. Rozmowa i jeszcze raz rozmowa.
Na choroby, nie mam lekarstwa, tu potrzebny jest lekarz i to dobry. Ale jakby co, to zawsze mozesz do fantomasa się zwrócić z zapytaniem, czy chocby po to, żeby pogadać z nami :)))
Pozdrawiam :)
Ciesze się że w końcu do mnie trafiłeś i mogłeś dodać komentarz :) To już sukces :) Tak odebrałam ale możliwe że wystarczy aby mnie lepiej poznała i zmieni zdanie.
UsuńPrzykro mi że nie posiadasz jakieś magicznej mocy aby mnie wyleczyć. Na pewno skorzystam i wpadne:D